czwartek, 29 maja 2014

Złota Ajurwedyjska maska do włosów

Jest to jedna z moich ulubionych masek do włosów. Jak widać na zdjęciu jedno opakowanie się kończy, następne już czeka w kolejce i na pewno nie będzie to ostatnie. Maska ma piękny kolor starego złota i dosyć intensywny kadzidlany zapach, mi osobiście to nie przeszkadza, zwłaszcza że wietrzeje i po kilku godzinach już nic nie czujemy. Konsystencja doskonała taka kremowa, nie spływa z włosów i świetnie się aplikuje. W składzie maseczki jest dużo fajnych rzeczy np. wąkrota azjatycka (wzmacnia cebulki włosowe), jagody acai (zawierają witaminy i minerały, które odnawiają strukturę osłabionych i kruchych włosów), olej z drzewa sandałowego (wzmacnia i stymuluje wzrost włosów), olej drzewa nim (który intensywnie nawilża, odżywia i regeneruje włosy)pod koniec składu jest silikon ale jest to rozpuszczająca się w wodzie emulsja kationowa odżywiająca włosy (więc wybaczam).
Maskę nakładam na mokre, czyste włosy. Na to idzie czepek i ciepła czapeczka, taki kompres trzymam minimum pół godziny, następnie spłukuję letnią wodą. Włosy są nawilżone, mięciutkie i nie obciążone (mam włosy wymagające ciągłej regeneracji niestety), fajnie się rozczesują i są takie śliskie (co bardzo lubię) nie daje rady tylko z moimi końcówkami z tendencją do rozdwajania i muszę coś jeszcze dodatkowo aplikować (już bez spłukiwania, ale u mnie to standard). Szkoda też, że nic z tego złota nie zostaje na włosach miałyby dodatkowy fajny połysk, ale mimo tych minusików i tak jest to jedna z najlepszych masek jakie używałam.

sobota, 24 maja 2014

Tuningujemy serum do twarzy z witaminą C John Masters Organics

Kilka kosmetyków firmy John Masters Organics kupuję w formie próbek, w takiej też postaci kupiłam serum do twarzy przeciw starzeniu z witaminą C. Nie byłam specjalnie zadowolona, ciężko wydobyć preparat z saszetki i dla mojej skóry to tej witaminy C, jest zdecydowanie za mało. Postanowiłam temu zaradzić i podrasować sobie ten kosmetyk. Potrzebne do tego będą: witamina C, serum z witaminą C, mikserek lub inne mieszadełko, miarka i menzurka, pojemniczek na nasz specyfik, preparat do dezynfekcji i może kwas hialuronowy.
Przepis będzie na 10 ml preparatu (ja zrobiłam sobie więcej, ale pierwszy tuning radzę zrobić z mniejszej ilości, te 10 ml to w sam raz). Do menzurki wyciskamy 5 saszetek, niby już jest 10 ml, bo w saszetkach jest po 2 ml preparatu, ale wyjmując serum (próbowałam różnych sposobów) nigdy nie uzyskałam więcej niż 8 ewentualnie 8,5 ml. Do tego dodajemy 1 ml kwasu askorbinowego (witamina C) i mieszamy mikserkiem (możemy szpatułką, też da radę, tylko będzie to dłużej trwało). Wygląda to tak
Otrzymujemy 9 lub 9,5 ml kosmetyku (po mikserku jest bardziej puszysta konsystencja i wydaje się, że jest go średnio o 1 ml więcej, ale po chwili opada). Dopełniamy do 10 ml kwasem hialuronowym, teraz już tylko delikatnie mieszamy i przelewamy do naszego pojemniczka na serum. Całość trzymamy w lodówce.
Na zdjęciu obok mojego serum, stoi bez etykiety biały pojemniczek z mieszanką kwasów hialuronowych o różnych cząsteczkach. Przy podrasowywaniu lub kręceniu nowych kosmetyków, pamiętamy oczywiście o czystości miejsca, naszych rączek i dezynfekcji wszystkich urządzeń i pojemniczków. Osoby używające wcześniej preparatów z witaminą C i lubiące większe stężenia tej witaminki, mogą się pokusić o dodanie np. 1,5 ml kwasu askorbinowego, ale na początek proponuję 1 ml i obserwujemy działanie kosmetyku na nasza skórę i decydujemy czy nam wystarczy czy nie, dodać zawsze można. Jeżeli mieliśmy przerwę w stosowaniu witaminy C możemy używać serum raz w ciągu dnia codziennie przez tydzień, następnie wystarczy dwa, trzy razy w tygodniu, gdyż ta witamina ma zdolność kumulowania się w skórze. Na koniec w pigułce co robi witaminka C: ma działanie wybielające, przyspiesza tworzenie się kwasu hialuronowego( który jest odpowiedzialny za budowę spoiwa międzykomórkowego naskórka), chroni przed działaniem wolnych rodników tlenowych, długotrwała ochrona przed promieniami UV (w przypadku kuracji ciągłej), stymulacja syntezy kolagenu i elastyny poprawiających sprężystość skóry, wypełnienie zmarszczek i likwidacja rozstępów.

środa, 21 maja 2014

Dwufazowy koncentrant rewitalizujący AnneMarie Börlind

Koncentrat kupiłam w wersji mini 15 ml, tak na wypróbowanie. Skład ma rewelacyjny m.in. ekstrakt z czerwonych pomarańczy, olejek z karotki, dużo świetnych olejów, pantenol, glicerynę, alantoinę, betainę i dużo jeszcze innych świetności.
Sporo osób narzeka na dozownik, ja trafiłam na dobry egzemplarz, dwie pompki (nic się nie rozbryzguje ani rozlewa) wyciskam na dłoń i rozprowadzam po całej twarzy i szyi, taka ilość jest wystarczająca. Używam rano dwa, trzy razy w tygodniu, lub gdy moja skóra potrzebuję solidnego witaminowego 'kopa' (np. po zarwanej nocy). Nakładam na bezolejowe samorobione serum, u mnie ten kosmetyk wchłania się do matu. Doskonale się rozprowadza, nawilża, delikatnie wyrównuje koloryt (karotka), skóra ma zdrowy rozświetlony wygląd, cytrusowy zapach to dodatkowy bonus używania tego koncentratu. Świetny kosmetyk na upalne dni, budzi, orzeźwia, minerały pięknie się trzymają, czegóż chcieć więcej :) Kupię ponownie i to właśnie w wersji mini, odpowiada mi ta mała buteleczka (świetna na wakacyjne wyjazdy), a przy dużej wydajności tego preparatu nie widzę potrzeby inwestowania w wielka flachę.

sobota, 17 maja 2014

Pai Ekologiczny Olejek do Twarzy Bioregenerate z Dzikiej Róży

Olejek był w zestawie, który kupiłam kilka miesięcy temu. O maseczce i ściereczce muślinowej już pisałam, teraz przyszedł czas właśnie na niego. Olejek jest koncentratem z nasion owoców dzikiej róży, zawiera również naturalną witaminę E, pochodzącą ze słonecznika. Produkt został zamknięty w szklanej buteleczce wyposażonej w ułatwiający aplikację kroplomierz.
Zużyłam prawie całe opakowanie, więc mogę już coś na jego temat napisać. Jest leciuteńkim olejkiem który świetnie się wchłania, super nawilża, poprawia elastyczność i wyrównuje delikatnie koloryt skóry. Nie mam starych blizn więc trudno mi coś napisać o jego działaniu pomagającym je zniwelować, natomiast przyspiesza gojenie się świeżych ran, miałam dość głębokie zadrapanie na policzku, szybko się zagoiło i nie ma śladu po tym skaleczeniu. Cena niestety nie jest zachęcająca za 30 ml produktu, musimy zapłacić 99,90 zł. W zestawie wyniosło mnie to taniej, ale pojedynczego produktu za tę cenę raczej nie kupię, no chyba, że znowu w promocji (ale to raczej ze względu na maseczkę, której nie można kupić w innej formie). W olejku za taką kwotę zabrakło mi zapachu róży (producent mógł się postarać i dodać jedną kropelkę olejku z kwiatów róży) zwłaszcza, że ta kropelka oprócz pięknego uspokajającego i relaksującego zapachu wzmocniłaby działanie preparatu.

czwartek, 15 maja 2014

Divaderme Rzęsy w butelce - Lash Extender

Kiedyś dawno, dawno temu, za górami, za lasami w każdej drogerii można było kupić rzęsy w małym plastikowym pudełeczku. Pamiętacie takie cudo? Miałam takie rzęsy, a jakże. Efekt dawały fajny, ale nakładanie było niezbyt wygodne, a tusze dostępne w tamtym okresie nie zapewniały trwałości. Rzęsy w butelce kupiłam z sentymentu. Te rzęsy to naturalne mikrowłókna wzbogacone odżywczymi składnikami aktywnymi pantenolem, witaminą E, ekstraktem z karczocha, bazylii i glinką z Morza Martwego.
Nakładanie jest proste i dosyć szybkie. Na solidnie mokre od tuszu rzęsy nakładamy takim samym zygzakowatym ruchem mikrowłókna i zostawiamy do wyschnięcia, następnie tuszujemy rzęsy ponownie. Próbowałam różnych sposobów nakładania i efekty były bardzo dobre. Jeżeli zależało mi na bardziej naturalnym, delikatnym efekcie nakładałam rzęsy tylko w zewnętrznym kąciku oka, poprawia kształt oczu w fajnego migdałka. Przy nałożeniu na całe oko efekt bardziej wieczorowy, ale nie sztuczny, natomiast jeżeli chcemy uzyskać 'oko lalki' możemy zaaplikować rzęsy dwukrotnie. Najważniejszą rzeczą jest dobry świeży, mocno mokry, sprawdzony i wypróbowany tusz, to on zapewnia trwałość naszego makijażu i sprawia, że rzęsy się nie osypują. Fajny i bardzo wydajny produkt do stosowania w domu i co ważne to dobry skład, który nie niszczy naszych rzęs, a efekt daje na zawołanie i o to chodzi.

poniedziałek, 12 maja 2014

Czarne Mydło Savon Noir Alepia

Po przeczytaniu masy pozytywnych opinii o tym mydełku i ja postanowiłam je wypróbować. Jak tylko pojawiła się możliwość kupienia małego opakowania (30 ml), skorzystałam z okazji. Ponieważ z saszetki ciężko korzystać, przelałam całą zawartość do wygodnego opakowania. Mydełko jak widać na zdjęciu jest płynne i ma barwę ciemno-bursztynową. Na zapach wiele osób się skarży (zapach smaru), mi jakość specjalnie nie przeszkadza, a z czasem nawet polubiłam.
Mydło to jest otrzymywane w wyniku mieszania oleju ze zmiażdzonymi, czarnymi oliwkami, wcześniej macerowanymi w soli potasowej. Nie podrażnia skóry, gdyż dzięki dużej zawartości witaminy E ma działanie łagodzące, kojące i odżywiające skórę. Ja najczęściej stosuję je na twarz. Na wilgotną skórę nakładam mydełko, nie pieni się, rozprowadza się lekko 'gumiaście' ale bez problemu. Pozostawiam na pięć, dziesięć minut i dokładnie spłukuję lekko masując. Efektem jest niesamowicie czysta skóra, jak po świetnym peelingu (ale w inny sposób, taka świeża, czysta aż 'piszczy'), dlatego używam przed zastosowaniem maseczek. Na tak czystej dogłębnie skórze zadziała lepiej, a składniki aktywne dotrą w głębsze partie skóry. Mydełko mimo tak solidnego działania, nie podrażnia, ani nie wysusza. Bardzo je polubiłam i zostanie ze mną na dłużej. Szkoda tylko, że nie mogę znaleźć małego opakowania. Te wielkie pudła, przy takiej wydajności (jest naprawdę bardzo wydajne) nie jestem w stanie zużyć w ciągu krótkiego okresu trwałości. Spróbuję namówić kogoś do spółki.

czwartek, 8 maja 2014

Nieudany eksperyment - macerat marchwiowy

Zainteresowały mnie oleje, maceraty marchwiowe. Te pierwsze nie do wykonania w warunkach domowych (brak odpowiedniego sprzętu), więc skupiłam się na drugiej pozycji. Ponieważ maceraty otrzymujemy w wyniku maceracji, czyli surowiec roślinny (kwiaty, zioła) zostaje zalany olejem bazowym i pozostawiony w temperaturze pokojowej przez dłuższy okres, podczas którego materiał powinien być, co pewien czas mieszany. No właśnie kwiaty, zioła, a tutaj do gry przystępuje korzeń. Postanowiłam spróbować zrobić ten 'niby macerat' sama. W tym celu umyłam, osuszyłam korzeń świeżej marchewki, drobno ją pokroiłam i zalałam olejem słonecznikowym. Odstawiłam na słoneczny parapet, pamiętałam oczywiście o solidnym wstrząsaniu przynajmniej raz na dobę.
Po dziesięciu dniach (bałam się trzymać dłużej) całość dokładnie odfiltrowałam. Zapach był zwyczajny, olejowo-marchewkowy, natomiast kolor wspaniały. Byłam zadowolona.
Całość przelałam do buteleczki z ciemnego szkła i dodałam witaminę E. Przechowywałam w lodówce. Stosowałam na całe ciało, raz dziennie. Macerat pięknie się wchłaniał, ładnie nawilżał i nie brudził bielizny. Czwartego dnia zaczął zmieniać zapach, na taki niezbyt przyjemny, po tygodniu skisł i było 'po ptakach'. Szkoda, bo zauważyłam zmianę koloru skóry na taki lekko muśnięty słońcem. Skisł, bo nie dodałam konserwantu. Sama witamina E wystarczała w klasycznych maceratch, uzyskiwanych z części naziemnej rośliny, niestety nie dała rady z częścią korzeniową. Jak widać nie zawsze i nie wszystko, i nie wszystkim, wychodzi. Buziaki :)

poniedziałek, 5 maja 2014

MADARA balsam nabłyszczający 'flower dust'

Jakiś czas temu kupiłam zestaw prezentowy firmy MADARA, w skład tego zestawu wchodziły cztery produkty, dwa do twarzy i dwa do ciała, każdy o pojemności 35 ml. Dzisiaj chcę napisać o nabłyszczającym balsamie 'flower dust'. Ma fajny skład m.in. zawiera algi, wyciąg z babki zwyczajnej, nagietek, rumianek i dziką różę.
Balsam ten stosuję na dekolt, ramiona i nogi. Świetnie nawilża i odświeża skórę, bardzo dobrze się wchłania, leciuteńko złoci skórę, nie tandetnie grubymi drobinkami tylko daje taką złotą subtelną opaleniznę migocącą w słońcu. Dzięki niemu pierwsze odsłanianie ciała latem nie jest stresujące. Skóra wygląda świetnie, a znajomi się pytają z jakich to wakacji wróciłam ;). W upały dzięki swojemu składowi sprawia, że skóra jest długo świeża, dobrze nawilżona, doskonały również jako balsam po opalaniu. Dodam jeszcze, że jest bardzo wydajny i to niby niewielkie opakowanie starczyło mi na całą ubiegłą wiosnę i lato. Na ten sezon zakupu już też dokonałam, warto.