sobota, 13 maja 2017

Olej z Maquiberry

Moja ostatnia olejowa miłość, to właśnie olej otrzymywany z pestek jadalnych nasion jagodowych drzewa Magui, rosnących w Chile. Ma dość ciemną zieloną barwę (ale nie brudzi skóry) i lekki ziołowy zapach. Owoce te nazwane były przez Indian zamieszkujących te tereny, jako owoce zdrowia i siły. Zawierają największą ilość antyoksydantów wśród owoców, zwalczają najbardziej niszczące wolne rodniki. Olej z nich otrzymywany jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym (UVB). Chroni komórki przed rozkładem. Wzmacnia naczynia krwionośne i zmniejsza zaczerwienienia. Chroni kolagen i elastynę, działa przeciwstarzeniowo. Niweluje podrażnienia i stany zapalne, sprzyja gojeniu. Rozjaśnia skórę i poprawia jej koloryt.

Można tak dalej i dalej, ale teraz o moim odczuciu. Olej jest dość treściwy, ale cudownie się wchłania i nie obciąża skóry. Na początku używałam tylko pod oczy (kładłam rano i wieczorem kropelkę na serum) i powiem tak. Skóra nawilżona, mięciutka, elastyczna, wygładzona, zmarszczki naprawdę płytsze i mniej widoczne, koloryt faktycznie pięknie wyrównany (gdzieś po miesiącu używania). Drobne zaczerwienienie i podrażnienie wewnętrznego kącika prawego oka zniknęło bez śladu. Kremy z najwyższych półek się nie umywają do tego oleju. Nadaje się pod makijaż. Jestem nim zachwycona, a ponieważ jest to edycja limitowana, to już idą do mnie dwa następne opakowania (tak na wszelki wypadek). Termin ważności do marca 2018, to na pewniaka zdążę zużyć, ponieważ teraz kładę też na całą twarz, szyję i dekolt przy wieczornej pielęgnacji.
Cudowny olej i polecam z całą odpowiedzialnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz