Krem tonujący jest połączeniem kremu z podkładem. Ma sporo plusów jest lekki, świetny na upalne dni, doskonały w obsłudze (nakładamy jak krem, a nie jak podkład) bierzemy odrobinkę rozprowadzamy po twarzy i to wszystko. Niestety jeżeli mamy dużo do zamaskowania, to się nie sprawdzi no chyba, że użyjemy korektora.
Ja swój krem tonujący robię w następujący sposób. Biorę samorobiony nawilżający krem i dodaję pigmenty, dwa różne brązy, ciut niebieskiego dla ochłodzenia koloru i zneutralizowania żółtego odcienia, oraz odrobinkę różu (Pearl Pink) dla efektu rozświetlenia. Mieszam i sprawdzam kolor, jeżeli coś nie pasuje to poprawiam dodając koloru lub kremu i tak aż do uzyskania oczekiwanego efektu.
Jeżeli nie mamy pigmentów, to możemy dodać podkładu płynnego jaki używamy, mineralny sypki bronzer też świetnie sobie poradzi.
Mój krem tonujący tak wygląda w pudełku, po zrobieniu przelewam go do opakowania typu airless.
Na skórze kolor wygląda jak wyżej, nałożyłam grubą krechą, aby uzyskany odcień był dobrze widoczny. Krem ma lekką, taką puszystą konsystencję. Delikatnie wyrównuje koloryt, świetnie nawilża, ma całkiem dobrą trwałość (dzięki substancjom nawilżającym pięknie się wchłania i tak 'scala' ze skórą). Jeżeli potrzebuję większego krycia czy super trwałość, to tylko omiatam twarz pędzlem z odrobinką podkładu mineralnego i jest super. Skóra nawilżona, odżywiona, ma ochronę (filtry w podkładzie), oddycha i pełna blasku. Czegóż chcieć więcej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz