Jako dziecko na święta czekałam i cieszyłam się nimi. Jako dorosła kobieta młoda żona, mama, uległam całemu temu wariactwu i presji idącej z każdej strony, że mimo codziennych obowiązków, pracy, nauki to wszystko ma być zrobione najlepiej i to na teraz. Gdy nadchodził ten oczekiwany czas, leciałam na nos ze zmęczenia, myślałam no dobra , odpocznę w święta, a otóż nic bardziej mylnego. Następowały 'wewnętrzne tarcia' i licytacje, do tej rodziny czy do tej, a najlepiej do obu i to w tym samym czasie. Nikt nie był do końca zadowolony i tak lata leciały. Zauważyłam u siebie, nerwowe reakcje już na samo słowo święta, nie lubiłam (to bardzo delikatne określenie) żadnych świąt. Myślałam o wyjazdach w tym terminie, ale byłaby to ucieczka, a nie rozwiązanie problemu, bo to był problem.
Życie biegło, zmieniło się dużo wokół mnie i we mnie samej, aż nadszedł czas kiedy postanowiłam rozprawić się z moim problemem. Wzięłam ołówek, kartkę napisałam jakie chcę mieć święta, a następnie zrobiłam plan jak to przygotować. Jakieś dwa, trzy tygodnie wcześniej, spotykamy się z rodzinę i ustalamy w którym domu zorganizujemy to teraz i na co mamy ochotę. Każdy przygotowuje u siebie jedno, góra dwa dania pt. sałatki, przystawki czy przekąski. Podstawowy i główny posiłek robimy wszyscy wspólnie tuż przed podaniem. Przygotowania przedświąteczne w swoim domu odpuszczam sobie, okna myję jak są brudne i najczęściej wcale to niej 'ten czas', sprzątanie robię na bieżąco, a generalne wypadają u mnie w innym terminie, jak mam na to czas, ochotę i energię. Żeby w domu zbudować świąteczny nastrój robię małe dekoracje, ale małe, przemyślane, bo po świętach trzeba to rozebrać, zapakować i schować (a za tym już nie przepadam).
Zakupy, tu już gorzej, bo trzeba to zrobić w konkretnym czasie, ale nie jest źle. Zauważyłam już mniej wariactw zakupowych wśród ludzi, chociaż zdarza się jeszcze, że stojąc w kolejce do kasy i patrząc na niektóre wózki załadowane artykułami spożywczymi, to zastanawiam ile ta wycieczka liczy osób i na ile tygodni jadą na Sybir. W przed dzień świąteczny przygotowuję, danie 'moje' i resztę czasu spędzam jak zwykle.
W umówiony dzień świąteczny, czy to wigilia, czy wielkanocne śniadanie, spotykamy się i wszyscy bierzemy do pracy. To wspólne krojenie, mieszanie, doprawianie, nakrywanie stołu to najwspanialszy i bardzo wesoły i bardzo świąteczny czas. Po posiłku w zależności od pogody wybieramy się w plener, lub w domu mamy jakiś konkurs czy gry, w rodzinie są dzieci i one to organizują. Po całej imprezie jedzenie pakujemy dla każdego 'na wynos', nic się nie zmarnuje i w domu nie trzeba pichcić. Dalszy czas spędzamy indywidualnie, u mnie to najczęściej wypad nad morze lub do lasu i zrobienie czegoś, na co ostatnio nie miałam czasu (ale miłego) książka, film, a może próba dogonienia snu, lub romantyczny, wyjątkowy czas dla dwojga. Tak wyglądają moje święta i takie pokochałam od nowa. Troszeczkę mi te życzenia wypadły niestandardowo, nic to, teraz będzie klasyka. Życzę wszystkim zdrowych, pogodnych, radosnych świąt wg przepisu dopasowanego do siebie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz